-Ahh, Akira gdybyś tylko wiedział, ile bym dał aby cię znów ujrzeć… Jednak… Chyba nie mogę mieć wszystkiego… Zawsze tak mówiłeś, a dopiero teraz zrozumiałem sens tych słów…- odetchnąłem głęboko raz jeszcze i wróciłem do ciepłego pomieszczenia. Szybka zmiana temperatur przyprawiła mnie o dreszcze, jednak zignorowałem je i podążyłem do sypialni. Ohh, jaka szkoda. Nie czuć już tutaj zapachu jego perfum. Pamiętam, jak irytował mnie ich zapach, kiedy pierwszy raz ich użył… Teraz oddałbym wszystko, aby znów je poczuć. Ruszyłem w powolną drogę do łóżka, przyglądając się wszystkim rzeczom. Niczego nie zmieniłem. Wszystko stało w taki sam sposób, w jaki on zostawił to podczas wyprowadzki. Przyjaciele już dawno radzili mi zmianę otoczenia. Ja jednak będę siedzieć w tym miejscu czekając aż wróci, nawet jeśli prędzej zastanie mnie śmierć. Gdy dotarłem do łóżka, delikatnie odgarnąłem kołdrę i wszedłem pod nią. Przynajmniej ona pachniała nim. Co prawda z dnia na dzień mniej, jednak chociaż tyle mi wystarczało. Rzuciłem jeszcze jedno smutne spojrzenie na fotografię stojącą przy łóżku. Miała lekko potłuczone szkiełko przez mój napad szału któregoś dnia.
- Dobranoc skarbie, gdziekolwiek jesteś… - szepnąłem cicho i zamknąłem oczy. Nagle usłyszałem ciche pukanie do drzwi pokoju. Zaskoczony powoli się podniosłem i zapaliłem lampkę. Do pomieszczenia wszedł on. Nie dowierzałem własnym oczom.
- Jestem tutaj. Z tobą – szepnął cicho i zaczął się zbliżać w moją stronę. Nie wiedząc, co w tej chwili mam zrobić - rzucić się mu na szyję czy zacząć wrzeszczeć - siedziałem w bezruchu. Po chwili poczułem, jak materac ugina się pod jego ciężarem, a on sam chwyta mój podbródek w palce, wpijając się swoimi ciepłymi ustami w moje. Po policzkach spłynęły łzy przepełnione cierpieniem. To było zbyt realne. Nie wierzyłem. Po chwili odsunął się ode mnie i z ciepłym uśmiechem podniósł się z łóżka. Bez słowa zaczął iść w stronę drzwi.
- Re-Reita! Gdzie idziesz?! – zapytałem zrozpaczonym głosem i rzuciłem się w biegu za nim. Zbyt szybko wstałem i zakręciło mi się w głowie. Nie zwróciłem na to uwagi, jednak on zdążył już wyjść z pokoju. Kiedy wyskoczyłem na przedpokój, nigdzie go nie było. Pobiegłem do salonu, jednak tam także go nie było po nim ani śladu. Oddychałem płytko i bardzo szybko. Po moich policzkach znów spływały łzy. Upadłem na podłogę i zacząłem głośno szlochać. To niemożliwe, przecież to był on. Czułem jego usta, jego zapach… Dygocąc, siedziałem na podłodze. Nie byłem w stanie zrozumieć tego, co stało się przed chwilą. Nie wiedziałem ile czasu minęło odkąd wybiegłem z sypialni, jednak zapewne minęło go wiele, gdyż zaczynało świtać. Na chwiejnych nogach ruszyłem do sypialni. Otworzyłem drzwi bardzo delikatnie sprawdzając, czy aby nie ma go w środku. Jednak pokój był zupełnie pusty. Niepewnymi krokami zbliżyłem się do łóżka i usiadłem na nim ukrywając twarz w dłoniach. Przestawałem wierzyć swoim zmysłom. Powoli położyłem się na poduszce i przymknąłem oczy. Byłem pewien, że dzisiejszej nocy już nie zasnę, jednak ponownie się pomyliłem i zapadłem w głęboki sen. Gdy się obudziłem zegarek wskazywał wpół do dwunastej w południe. Westchnąłem cicho i powoli się przeciągnąłem nadal leżąc. Dopiero po paru minutach podniosłem się. Myśli w mojej głowie kłębiły się tak, jakby chciały ją rozerwać. Rozejrzałem się uważnie po pokoju, szukając jakichś oznak, że Akira naprawdę tu był, jednak niczego nie odnalazłem. Zawiedziony, jęknąłem smutno i ruszyłem w stronę szafy. Nie wiem co mnie skusiło, ale miałem ochotę wyjść gdzieś pomimo mojego paskudnego nastroju. Szukając stroju, wybierałem taki, aby ukryć blizny, a także świeże nacięcia. Wiem, nie powinienem był. Obiecałem mu, ale żyletka… Ona mnie zawsze tak cudownie ratowała. Pozbawiała krwi, zaspokajała psychiczne cierpienie, a niczego nie wymagała. Idealna przyjaciółka. Kiedy wybrałem już ubrania, poszedłem do salonu. Tam także rozejrzałem się upewniając, że nie ma śladów przybycia Reity. Jęknąłem zawiedziony i usiadłem na kanapie. Usłyszałem dziwny szelest. Delikatnie podniosłem jedną z poduszek. Były pod nią schowane jakieś papiery. Szybko wziąłem je do rąk i ignorując myśli nawołujące mnie do ponownego pozbycia się cierpienia psychicznego, zacząłem je przeglądać. To były listy, moje do Akiry i jego do mnie. Schowałem je tu jakiś czas temu, kiedy zabrakło mi jego jakiejkolwiek cząstki. Przyjrzałem się jednej z kartek i zacząłem ją czytać.
Piszę do Ciebie ten list, bo jestem zwykłym tchórzem niepotrafiącym wyznać uczuć wprost. Jak pewnie już zauważyłeś, od jakiegoś czasu chodzę przygnębiony… Wiele razy pytałeś mnie o powód tego nastroju. Niestety, nie byłem na tyle
Kocham Cię,
Akira.
Po moich policzkach znów spłynęły łzy, jednak na twarzy pojawił się uśmiech. Nie wiedziałem, co chcę zrobić. Wstałem powoli z kanapy. Może to zły pomysł, jednak teraz nie widziałem lepszego wyjścia. On nie wróci. Zostawił mnie. Moje oczy ponownie zaszkliły się od łez. Cicho uspokajając się w myślach ruszyłem do łazienki. Nie ukrywałem mojej przyjaciółki. Po co? Skoro jego już ze mną nie było, ona leżała na stoliku, czekając na każde moje wezwanie. Uśmiechnąłem się sam do siebie. Wciąż trzymając list od ukochanego w dłoni, a także moją wybawicielkę - skierowałem się do sypialni. Delikatnie, siadając na krawędzi łóżka, podwinąłem rękawy. Najpierw jedno krótkie cięcie, aby przypomnieć sobie przyjemny ból. Westchnąłem cicho, kiedy ostrze żyletki rozcięło moją delikatną skórę na nadgarstku. Teraz przyłożyłem ją na wewnętrznej stronie, pociągnąłem mocno rozcinając skórę od nadgarstka wzdłuż żyły głównej. List od ukochanego pogniótł się, kiedy zacisnąłem dłoń w pięść, sycząc z bólu.
- Kochanie, to już koniec… - rzuciłem spojrzenie na zdjęcie, aby po tym przełożyć skropiony moją krwią papier, do prawej dłoni. Ledwie mogłem utrzymać żyletkę w lewej ręce, jednak nie poddając się zrobiłem takie samo nacięcie na drugim nadgarstku. Wzrok zaczął mi się zamazywać, a przed oczyma ukazywały się czarne plamy. Czułem, że to już tylko ostatki moich sił podtrzymują mnie przy życiu. Odchyliłem się i pozwalając krwi wypływać. Zamknąłem oczy. Czułem jak robi mi się zimno.
Krzyki.
Białe światła.
Zmartwiona twarz ukochanego.
Koniec.
Krótki komentarz od autorki, napisane w zaledwie dwie godziny pod napływem weny. xD
Wiem, że nie należy do moich najlepszych opowiadań. Jednak, mam nadzieję, że wam się spodobało.
Dziękuję wszystkim za komentarze i czytanie mojego bloga ^.^
(;_______;) Zawsze mówię sobie "nie czytaj takich opowiadań, bo potem ryczysz!", ale i tak czytam.. I co potem? RYCZĘ ;A;
OdpowiedzUsuńKocham te momenty w czytaniu, kiedy moje oczy powoooli wypełniają się łzami i mam ochotę krzyknąć "nie, nie, nie, nie, nie rób!" *A*
Piękne jednym słowem ♡
Pozdrawiam, całuję, cmokam, hugam i weny życzę!
IDŹ TY PRZEWIDYWALNY CHUJU, WIEDZIAŁAM ŻE ON UMAR, HAHAHAHHAAHAHA, ZJEBAŁAŚ, WYJDŹ I PISZ ZIALL'A -,- ALBO ODDAJ MI SWÓJ TALENT TO SE SAMA NAPISZĘ I CHUJ CI W DUPĘ.
OdpowiedzUsuńKOCHAM CIĘ <3
Om-om-om.
OdpowiedzUsuńTego było mi trzeba, kocham dramaty, nawet jeśli później mam ryczeć. ;__; Uwielbiam to.
Weny życzę!
jak moglas to zrobic?! teraz placze przez ciebie :(
OdpowiedzUsuńFajny pomysł <3. Gorzej z pisaniem XD.
OdpowiedzUsuńAle i tak jesteś zajebista.
Jejku.. Myślałam, że skomentowałam to za pierwszy razem, a tu taki fail - nie skomentowałam .__.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, jestem za głupia na takie rzeczy .__.
Ale, wracając do tego.. Pamiętam, jak przeczytałam to za pierwszym razem i się poryczałam już.. Na początku? W sumie to tak.. Jakoś od pierwszego słowa coś we mnie pękło.. Wiedziałam, że się rozpłaczę i tak się stało .__. Co mogę powiedzieć.. Kocham to i w zasadzie nie wiem, co mogłabym jeszcze napisać, więc wspomogę się komentarzem Ayu:
Piękne, po prostu piękne. W swojej prostocie, a zarazem głębi słowa.
Dziękuję za to i proszę, uwierz w siebie, Kochana <3
Pozdrawiam, życzę weny i pomyślnego internetu!
Kocham <3
57 year-old Executive Secretary Travus Goodoune, hailing from Le Gardeur enjoys watching movies like Colossal Youth (Juventude Em Marcha) and Fashion. Took a trip to Historic Town of Grand-Bassam and drives a Mercedes-Benz 680S Torpedo Roadster. tak
OdpowiedzUsuń