Światło w Tunelu: Rozdział 1

Witajcie, po dość długiej przerwiee! Miałam, małe problemy z moją weną jednak, postanowiłam napisać coś innego, ale przekonajcie się o tym sami. Tym razem jest to wielo-partówka. Dziękuję mojej becie, za tak szybkie poprawienie tekstu! <3 Mam także pytanie do was, wolicie abym zajęła się pisaniem tego opowiadania, czy także dodawać one-shoty? Miłego czytania. :3 (Teraz, będę starała się dodawać systematycznie wpisy.)


 Stanąłem przed nim jak wryty, zupełnie bezwładny. Nie wiedziałem, co powiedzieć. Z moich oczu pociekły słone stróżki delikatnie rozmywając starannie nałożony makijaż. W mojej głowie toczyła się bitwa myśli.
- Pro-Proszę, nie rób tego… - wyszeptałem błagalnym tonem i skryłem twarz w dłoniach. Nie obchodziły mnie tłumy gapiów mijające nas. Moje ciało zaczęło drżeć. Nie wiedziałem, co zrobić.
- Nie mamy o czym mówić, żegnaj – stanowczy ton głosu. Nie reagował na moje łzy, na to, że błagam. Czemu? Co się z nami stało? Co zrobiłem źle? Upadłem na kolana i chwyciłem jego dłoń. Łzy coraz silniej wypływały spod moich powiek. Szarpnąłem delikatnie palcami i uniosłem wzrok. Czułem się jak pokrzywdzone dziecko, błagające ojca, aby został. Wyszarpnął dłoń z mojego uścisku i odszedł. Już nic więcej nie mówiąc. Zostawił mnie płaczącego na środku ulicy. Nie wiedząc, co poczynić wtuliłem się w kolana i cicho łkałem. Ludzie przechodząc, nie pytali co się stało. Nie obchodziło ich to, i dobrze. Niektóre kobiety mijające mnie cicho komentowały mówiąc: „Biedny… Ciekawe, co się stało. Musiał zostać strasznie skrzywdzony”. Zostałem. Nigdy nikt nie zranił mnie tak mocno. Nagle poczułem, jak czyjaś silna dłoń zaciska się na moim ramieniu. Powoli odwróciłem głowę w stronę zaczepiającej mnie osoby. Okazał się to być mój przyjaciel. Bez dłuższego namysłu rzuciłem się w jego objęcia i ponownie zacząłem płakać.
- Już spokojnie, kochany. Wszystko się ułoży. – szeptał mi uspakajająco wprost do ucha. – Chodźmy stąd, do mnie. – Pociągnął mnie za dłoń i zaczął prowadzić ulicami. Nie było to szybkie tempo, jednak nawet stawianie pojedynczych kroków stawało się dla mnie problem. Po paru sekundach marszu potknąłem się o swoją nogę, jednak silne ramie Shina uchroniło mnie od upadku.
- Wszystko w porządku? – zapytał zmartwionym głosem i przystał na chwilę. Poczułem jak smutek znów drąży głęboką dziurę w mej duszy. Ponownie zacząłem płakać. Tak trudno było mi się powstrzymać. Wiedziałem, że powinienem być silny, jakoś dać sobie radę, ale ja po prostu byłem słaby. Kruchy, jak delikatne szkło, które zostało potłuczone przez wściekłego człowieka.
- Yuichi, proszę nie płacz już – dłonie przyjaciela zacisnęły się na moich ramionach. Pomimo, że miałem spuszczoną głowę on bez wahania chwycił mój podbródek palcami i nakierował mój przestraszony wzrok na swój. – Posłuchaj mnie i nie płacz. Nie lubię kiedy jesteś smutny. Uwielbiam cię szczęśliwego. I to chyba nie najlepszy pomysł znów płakać na środku ulicy –posłał mi ciepły uśmiech i ponownie chwycił mnie za dłoń. Splotłem swoje palce z jego i popatrzyłem na niego, delikatnie unosząc kąciki ust w niepełny uśmiech. Czułem się silniejszy, bardziej odporny na to wszystko i  bezpieczniejszy będąc u jego boku. Resztę drogi milczeliśmy, nie wiedząc, co powiedzieć. Od dłuższego czasu, przebywając z nim czułem delikatne łaskotanie w brzuchu. Wiedziałem, że jest dla mnie kimś więcej niż przyjacielem, jednak byłem zaślepiony miłością do tego idioty Toshiro. Kiedy znaleźliśmy się w jego mieszkaniu, pośpiesznie zdjąłem buty i podszedłem do Shina. Wspiąłem się na palce i delikatnie musnąłem jego policzek wargami.
- Dziękuję, za to, że tak często mi pomagasz – wyszeptałem mu do ucha i objąłem ramionami jego szyję. Poczułem jak moje ciało zaczyna drżeć pod napływem emocji jakie mną władały. Po chwili zgrabne dłonie mężczyzny spoczęły na moich plecach delikatnie je gładząc. Mogłem zastygnąć w tej chwili pomimo, że irytowały mnie łaskoczące skrzydełka w moim brzuchu. Było to najprzyjemniejsze uczucie jakie doznałem w swoim życiu. Puściłem go i stanąłem normalnie.
- Yu-chan, teraz musisz mi wyjaśnić, co się stało, że znalazłem cię w takim stanie – powiedział to jakby z trudnością, jakby nie chciał tego, a musiał to zrobić. Zaprowadził mnie do salonu i posadził na kanapie. Sam usiadł na fotelu stojącym obok. Podparł brodę na dłoniach i popatrzył na mnie pytająco. Opowiadając mu o tym, co zaszło, ponownie poczułem wzbierający się we mnie smutek, a oczy zaszkliły się od łez. Delikatnie przetarłem powieki dłonią. Nie wiedziałem, jak długo jeszcze wytrzymam, nie „wybuchając”. Wreszcie stanął mi przed oczyma moment, w którym porzucił mnie na ulicy. Nie dałem rady emocjom. Po moich policzkach pociekły łzy, zostawiając za sobą mokre ślady. Shin od razu to zauważył i przesiadł się na kanapę przyciągając mnie do siebie i przytulając mocno tworząc bezpiecznie schronienie ze swoich ramion. Szeptał mi do ucha uspakajające słowa, jednak niewiele mi to pomagało. Położyłem głowę na jego klatce piersiowej i zacząłem opanowywać się słuchając bicia jego serca.
- Co za skurwiel! Przysięgam zapłaci za to… – zobaczyłem jak zaciska dłoń w pięść. Był wściekły – Nie rozumiem, jak mógł nie docenić takiego skarbu jakim jesteś. Egoistyczny dupek. – warknął. Zacisnąłem palce na jego czarnym swetrze i spojrzałem prosto w jego oczy.
- Nie… nie rób mu nic, obiecaj. Podjął taką decyzję i nic już nie zmienimy słowami czy nawet pięściami. – usłyszałem jak cicho wzdycha. Przekręciłem się na plecy i ułożyłem głowę na jego kolanach. Ciepłą dłonią odgarnął kosmyki z mojej twarzy i pogładził policzek.
- Co się w tobie zmieniło, że zacząłeś poddawać się bez walki? – zapytał smutno, nadal przyglądając się moim zielonym tęczówkom. Spuściłem wzrok na ścianę. Trudno mi było w tej chwili odwzajemniać to spojrzenie.
- Nic się nie zmieniło, po prostu zrozumiałem, że nie mogę mieć wszystkiego… - wymruczałem i podniosłem się do siadu jednak po chwili wstałem. – Sądzę, że powinienem już iść… - szepnąłem cicho i udałem, że spoglądam na zegarek.
- Nie masz dokąd… i czemu tak nagle musisz iść? – Zapytał jakby lekko podenerwowany. Westchnąłem cicho i odwróciłem się do niego. On także wstał z kanapy, zaczął powoli zbliżać się w moją stronę.
- Ja… bo… - zacząłem plątać się w swoich słowach, nagła pustka w głowie. Czemu? Przecież przed chwilą czułem się tak wspaniale. Ahh, racja przecież nie chcę zaprzepaścić tego co stworzyłem - naszej przyjaźni.
- Przestań. Zostaniesz u mnie… nie bój się, nie zgwałcę cię w nocy. Będę spał na kanapie. – uśmiechnął się do mnie ciepło – Masz ochotę na coś do jedzenia? – pokiwałem ochoczo głową i poszedłem za nim do kuchni. Przeglądaliśmy wszystkie szafki w poszukiwaniu czegoś zdatnego do przyrządzenia na ciepło, jednak nic nie znaleźliśmy.
- Uuuh, to co teraz? – zapytałem i po chwili wybuchnąłem śmiechem. Shin stał przede mną trzymając otworzoną torebkę z mąką, a jego twarz była cała w białym pyle – Głupek! – Pokręciłem głową i chichocząc złapałem ścierkę. Zacząłem delikatnie ścierać proszek z jego twarzy – Jak ty to zrobiłeś? – zapytałem powstrzymując się od śmiechu.
- No… to nie moja wina! Nie wiedziałem, że jest otwarty, ścisnąłem i to wszystko poleciało na mnie… - powiedział z miną zbitego psa i w odpowiedzi na mój śmiech, wziął szczyptę mąki i rzucił mi prosto w twarz. Kaszlnąłem i otworzyłem oczy patrząc na niego z wyrzutem.
- Tak? Chcesz się bawić? To masz! – krzyknąłem i również rzuciłem w niego proszkiem. Śmiejąc się wydurnialiśmy się jak dzieci. Wreszcie, złapał za torebkę z mąką i wysypał mi na włosy. – Ej, to nie fair! Ja się tak nie bawię. Mamooo! Shin oszukuje! – zaśmiałem się i zacząłem trzepać włosami, aby wydobyć z nich biały pył.
- Boże… jaki my syf tu zrobiliśmy… – zobaczyłem jak przyjaciel przeciera twarz dłonią i wzdycha ciężko.
- I będziesz musiał to posprzątać, bo ja mam potrzebę wydobycia tego czegoś z włosów i w ogóle. – zaśmiałem się pod nosem i uciekłem do łazienki, zamykając się w niej. Usłyszałem jak wali w drzwi pięściami.
- Nie ma tak! Wracaj tu! Sam tak nie nabrudziłem! – zaczął krzyczeć oburzonym głosem, jednak po chwili się poddał i wrócił sprzątać do kuchni. Zachichotałem ponownie i zacząłem zrzucać z siebie ubrania. Koszula w kartę, biały t-shirt, czarne rurki i bielizna powędrowały do pralki, a ja sam wszedłem do kabiny. Ciepła woda obmywała moje ciało przyprawiając mnie o gęsią skórkę. Kiedy udało mi się domyć głowę, wyszedłem spod prysznica i owinąłem biodra ręcznikiem. Po opuszczeniu łazienki skierowałem się do salonu, jednak tam nie zastałem Shina. Kolejne miejsce, które odwiedziłem była sypialnia. Stał tam zmieniając pościel i rzucając ją na łóżko. Uśmiechnąłem się sam do siebie i oparłem o futrynę w drzwiach przyglądając mu się. Kiedy w końcu mnie zauważył zaskoczony zapytał:
- Już wyszedłeś? Nie zauważyłem kiedy… - podrapał się po głowie i skończył ścielić łóżko. – Lepiej, żebyś się już położył. Musisz być zmęczony, to był ciężki dzień. Na poduszce leży piżama. – uśmiechnął się do mnie ciepło i wychodząc z pokoju delikatnie musnął ramię dłonią, skierował się do salonu. Wszedłem do pokoju i zamknąłem za sobą drzwi. Szybko przebrałem się w przygotowaną piżamę czyli czarny t-shirt i jakieś szare spodnie. Pachniały nim. Jakby specjalnie dał mi ubrania przesiąknięte jego zapachem. Miał rację, byłem bardzo zmęczony. Ułożyłem się w łóżku i zgasiłem lampkę nocną. Przekręcałem się z boku na bok przez godzinę czy może więcej, nie mogąc zasnąć. Nie lubiłem spać samotnie. Wreszcie przemogłem się, wstałem z łóżka i poszedłem do salonu gdzie na rozkładanej kanapie spał Shin.
- Nee, Shin… - delikatnie szarpnąłem jego ramię próbując go obudzić. – Shiiiin, obudź się no! – podniosłem głos, po paru sekundach się przebudził.
- Hmm? Coś się stało? – zapytał zaspanym głosem.
- Tak, nie mogę zasnąć. Nie lubię spać sam, więc się przesuń i zrób mi trochę miejsca. – powiedziałem to, a on zrobił dla mnie trochę przestrzeni. Ułożyłem się przylegając do niego mocno. Poczułem jak jego ramię obejmuję mnie w pasie. Zasnąłem po krótkiej chwili, zdecydowanie szczęśliwy. Jednak przebudziło mnie coś w nocy. Spałem bardzo lekko, więc każde stuknięcie było w stanie mnie obudzić. Otworzyłem delikatnie oczy. W pokoju nadal panował mrok. Nie było nikogo przy mnie. Zaniepokojony szybko podniosłem się do siadu i delikatnie pogładziłem miejsce obok mnie - było chłodne to znaczyło, że wyszedł z łóżka jakiś czas temu. Wstałem z kanapy, zaraz po przejściu do niewielkiego korytarza zauważyłem, że w łazience pali się światło i jest ona zamknięta od środka. Usłyszałem ciche postękiwanie, a po chwili jęki. Zakryłem usta dłonią i starając się nie wydobyć chichotu, wróciłem pośpiesznie do salonu. Szybko wskoczyłem pod pościel, i ukryłem twarz w dłoniach śmiejąc się jak głupi. Nie minęło parę minut, kiedy wrócił z łazienki do mnie. Kiedy znalazł się w łóżko obok mnie odwróciłem się do niego.
- Eee… ty nie śpisz? – zapytał lekko przerażony, a ja pokręciłem głową. Dało się usłyszeć jak głośno przełyka ślinę.
- Coo… musiałeś sobie ulżyć? Tak na ciebie silnie działam? – powiedziałem zadziornie i zachichotałem pod nosem, zauważyłem, że jego oczy rozszerzyły się w szoku.
- Niee… no co ty.. ja ummm… - zaczął zawstydzony, zapewne zarumienił się. Zachichotałem pod nosem i położyłem dłoń na jego szyi.
- Masz mnie przed sobą, a wolisz własną rączkę? Ohh, czuję się pominięty. – powiedziałem jakby zawiedziony. Delikatnie poklepałem go po poliku. – Oj chłopie, długo tak nie pociągniesz… - Obróciłem się do niego tyłem i westchnąłem smutno.
- Zamknij się… Idź spać, chodzący seksie, bo jeszcze trochę i nie wytrzymam… - zaśmiał się pod nosem, a ja odwróciłem głowę i kokieteryjnie bawiłem się kosmykiem włosów.
- No ja czekaam…  - szepnąłem kusząco i seksownie oblizałem wargę, upewniając się, że to zauważy. Usłyszałem jak cicho wzdycha i zagryza dolną wargę. Po chwili poczułem jak jego dłonie
układają się na moich żebrach, a on sam siada na moich biodrach.

2 komentarze:

  1. Jak można przerwać w takim momencie? ._.
    Teraz szybko chcę kolejną część. x3 Dopiero pierwsza część, a mi już się podoba, więc czekam z niecierpliwością. :3
    Weny życzę i pozdrawiam! \(^o^)/

    OdpowiedzUsuń
  2. czytaóam to w skul . ; / ja pierdole, jak Ty mnie wykorzystujesz. dobrze wiesz, że nikt Cię nie lubi i nikt nie czyta dlatego mi każesz, a potem ja muszę zakładać jakieś konta inne i podszywać się pod ludzi, no pewnie. w ogóle wyjdź. i oddaj mi talenta, hójó niemyty.
    kocham Cię. x

    OdpowiedzUsuń