Zanuciłem pod nosem fragment piosenki, a po moich policzkach spłynęły łzy. Usłyszałem kroki zbliżające się w moją stronę. Przymknąłem powieki. Nieważne kto to był, nie chciałem, aby jakakolwiek osoba przerwała mi ten cudowny moment.
- Takanori… Coś się stało? – usłyszałem twój głos. Moje oczy momentalnie się otworzyły. Nie patrzyłem na ciebie, nie mogłem. Nie przyznam się nigdy, że cię kocham. Przecież cię przez to stracę. Nagle ruszyłem z miejsca, po prostu biegłem. Nie chciałem być blisko ciebie, bo pragnąłem abyś mnie pokochał. Tylko mnie, nikogo więcej. Jestem pieprzonym egoistą, myśląc w ten sposób. Nie potrafię inaczej. Słyszałem, że biegniesz za mną. Byłeś szybszy. Chwyciłeś mnie mocno za ramiona i zatrzymałeś przytulając do klatki piersiowej.
- Daj mi spokój, idioto… - warknąłem siląc się na jad w głosie. Popatrzyłeś na mnie zaskoczony. Nie spodziewałeś się, że to na ciebie może być skierowana ta udawana złość. Jednak po moich policzkach spłynęły łzy, które raniły niczym kwas. Stałem, jak kłoda, nie mogąc się ruszyć.
- Takanori… – wyszeptałeś mi do ucha. Zadrżałem, poczułem napływ podniecenia. – Uspokój się. Co się stało? – zapytałeś z takim ciepłem i troską w głosie. Nie, ty nic do mnie nie czujesz. Przecież to miała być jedynie zabawa. Zero uczuć, a ja się zakochałem. Po co udajesz, że się o mnie martwisz? Jestem tylko twoją dziwką do zaspokajania pożądania.
- Na cholerę ci to wiedzieć? I tak ci dam w nocy, więc nie musisz udawać, że się mną przejmujesz. – wyszeptałem beznamiętnie. Tak trudno było mi powstrzymać się od okazania emocji. Sam mnie nauczyłeś, że niepotrzebne nam do szczęścia uczucia. Nie ma miłości, jest tylko spełnianie swoich chorych fantazji. W głowie brzmiały mi twoje słowa, tak bolesne: „Nie licz, że kiedykolwiek cię pokocham. Kiedy powiesz mi, że coś czujesz - zostawię cię. Będziesz tylko problemem”. Zacisnąłem powieki, nie pozwalając łzom na wypłynięcie. Poczułem, że zaciskasz swoje ramiona mocniej na moich barkach. Jakbyś tworzył klatkę, z której nie będę mógł uciec.
- Nie mów tak… - wyszeptałeś tak cicho. Zdawało mi się, że twój głos łamie się pod naporem słów. Próbowałem się uwolnić, byłeś jednak zbyt silny.
- Puść mnie, nie sil się na czułość… - warknąłem, tym razem już z prawdziwą złością. Nie chciałem, abyś się mną bawił. Nie teraz, kiedy poznałem swoje uczucia względem twojej osoby. Już nie wystarczało mi spełnienie u twojego boku. Pragnąłem ciebie, twojego serca, ale nie w ten sposób. Nienawidziłem kłamstwa. Tym bardziej jeśli chodzi o uczucie.
- Kiedy się taki zrobiłeś? – zapytałeś smutno. To wszystko mnie zmieniło, już nie potrafiłem uśmiechnąć się z byle powodu. Zimny, niestabilny emocjonalnie, kruchy. Czułem, jak to wszystko mnie przytłacza. Jak twoja obojętność mnie zabija. To ja cię kochałem. To mnie na tobie zależało. To ja cię pożądałem. W końcu wyrwałem się z twojego mocnego uścisku. Pokręciłem głową smutno, odwróciłem się na pięcie i zacząłem iść przed siebie. Po moich policzkach pociekły łzy. Teraz już nie mogłem się powstrzymać. Rzuciłem ci jeszcze jedno tęskne spojrzenie. Stałeś tam gdzie wcześniej, a twoje oczy iskrzyły się od łez. Płaczesz? Czemu? Zatrzymałem się, nie mogłem patrzeć na twój smutek. Spojrzałeś na mnie zaskoczony, posłałem ci ciepły uśmiech. Proszę, odpowiedz mi takim samym. Ty jednak spuściłeś głowę. Czy coś się stało, że nie jesteś taki jak zawsze? Zacząłem wracać do ciebie. Pomimo tego, że mnie zabijasz, chcę umrzeć w twoich objęciach. Kiedy stałem naprzeciwko ciebie, przekonałem się, że naprawdę płaczesz. Srebrne stróżki mimowolnie wypływały z podpuchniętych oczu. Delikatnie starłem je za pomocą kciuka. Tak lekko, nie chciałem abyś poczuł się źle. To pewnie moja wina, coś zrobiłem źle, prawda? Niebo zaczęło ronić łzy nad moim losem. Proszę, płaczmy przez to samo. Wolę cierpieć z tobą z tego samego powodu niż cierpieć, bo zostałem sam na tratwie tego uczucia.
- Czemu płaczesz? – zapytałem łamiącym się głosem i delikatnie chwyciłem twoją dłoń. Znałem cię tak dobrze. Wiedziałem, że kochasz kiedy ktoś bawi się twoimi palcami. Wplatałem swoje palce w twoje. Zacząłeś się uśmiechać. Pomimo tego, że mieliśmy nic nie czuć, poznaliśmy się na wylot.
- Bo stało się coś, czemu tak bardzo chciałem zapobiec… - powiedziałeś to tak smutno. Gdzieś w moim sercu zapłonęła nadzieja. Proszę, kochaj mnie. Poczułem, jak twoje delikatne wargi składają pocałunek na moich ustach. Ten pocałunek był inny - tak delikatny, niewinny. Jak ja kiedyś, dopóki nie znaleźliśmy się w tym chorym związku. Przyłożyłem dłoń do twojego policzka i zacząłem go gładzić. Spijałem każde uczucie z twoich ust, które były takie ciepłe. Nie, muszę się opanować. Przecież to znów może być blef, którym tak chętnie się bawiłeś. Odsunąłem się niechętnie, popatrzyłeś na mnie ze smutkiem. Znów, poczułem swoją winę w tym, że czujesz się źle.
- Nie chcę już być z tobą… - wyszeptałem to. Tak ciężko zrobiło mi się na sercu. Popatrzyłeś na mnie z zaskoczeniem, mimowolnie odwróciłeś głowę w bok. Widziałem, że łzy płyną po twoich policzkach z jeszcze większą siłą. Zacisnąłeś mocniej palce na mojej dłoni. Nie chciałeś mnie wypuścić. Nie chciałeś zostać pozbawiony zabawki, prawda? Nagle zwolniłeś uścisk, już nie był taki mocny.
- Jeśli mnie nie kochasz, jeśli chcesz odejść, to puść moją dłoń. Wtedy dam ci spokój. – nie chciałem żebyś wiedział. Będzie ci lepiej, jeśli się nie dowiesz. Delikatnie wyciągnąłem dłoń z pułapki. Załkałeś cicho, zakryłeś usta dłonią i zacząłeś płakać nie ukrywając emocji.
- Przepraszam – wyszeptałem spomiędzy łez. Zacząłem powoli odchodzić. Wiedziałem, że tak będzie lepiej dla nas obu. Idąc ocierałem stróżki wyryte na policzkach. Nie mogę żałować tej decyzji. Jest jedna, jedyna, nieodwołalna. Nigdy.
- Takanori, kocham cię!… - usłyszałem twój łamiący się krzyk. Zatrzymałem się, po moich polikach łzy popłynęły szybciej. Ukryłem twarz w dłoniach. Nie mogę teraz wrócić, po prostu nie mogę. Zdecydowałem. Żadne z nas nie ruszyło się z miejsca, nie potrafiliśmy. Będzie lepiej jeśli wyjadę. Jeśli zapomnisz o mnie. W końcu kochasz mnie wbrew sobie. Każdy, kto mnie poznał do końca wreszcie stwierdzał, że nie było warto tak długo męczyć się ze mną. Chociaż tobie chcę tego oszczędzić. Żebyś nie musiał mnie poznawać do końca. W końcu ruszyłem z miejsca od razu przyśpieszając kroku. Teraz może boleć, ale za jakiś czas przestanie. Zapomnisz o mnie i ułożysz sobie normalnie życie. Pokochasz kogoś innego, kogoś godnego uczucia. Nie można kochać swojej byłej zabawki. Kiedy się coś psuje, trzeba wyrzucić to w kąt. Ja się popsułem, musisz wyrzucić mnie ze swojej pamięci. Kiedy odszedłem na tyle daleko, że mnie nie widziałeś, byłem ciekaw czy od razu wrócisz do domu, czy może postanowisz zalać swoje smutki w alkoholu. Pokręciłem głową na tak zabawną myśl. Po chwili dotarłem do samochodu, niechętnie wsiadłem do niego. Wiedziałem, że teraz znalazłbym ciepło w twoich objęciach. Byłem jednak pewien, że będziesz później żałował tego, że związałeś się ze mną. Oczywiście, o ile już tego nie żałujesz. Odjechałem dopiero wtedy, kiedy zobaczyłem, jak z opuszczoną głową zaczynasz zbliżać się do parkingu. Mijałem te wszystkie znajome miejsca, które opuszczę. Żegnałem się z miastem, w którym cię pokochałem. Kiedy dotarłem do domu, bezmyślnie zacząłem pakować rzeczy, nie patrząc co to jest. Wiedziałem, że za chwilę możesz zjawić się ty i zrujnować wszelkie moje plany dwoma słowami. Gdy już się spakowałem napisałem szybki list w którym prosiłem cię, abyś zapomniał o mnie, ułożył sobie życie na nowo, że kiedyś wrócę, ale nie będę ci przeszkadzał. Po prostu żebyś żył dalej. Z wielkim ciężarem na sercu i duszy wychodziłem z mieszkania. Wyjechałem do Londynu, zawsze marzyłem, aby tam mieszkać. Pomimo tego, że poznałem wielu mężczyzn, nie mogłem przestać myśleć o tobie. Po paru dniach mojego pobytu za granicą, zadzwonił do mnie zmartwiony Kai. Żaden z przyjaciół nie miał ze mną kontaktu oprócz niego. Zespół zawiesił działalność, może kiedyś wrócimy. Spędziłem trzy miesiące tęskniąc za tobą. Nie potrafiłem przestać myśleć o tym, czy popełniłem błąd uciekając. Któregoś zimowego dnia, napisałem piosenkę przesyconą emocjami, które władały mną w tamtym momencie. Wtedy postanowiłem wrócić. Może i było już za późno, jednak wciąż cię kochałem.
Kiedy znalazłem się w
Tokio nie wiedziałem, co pierwsze mam zrobić. Postanowiłem, sprawdzić z czystej
ciekawości, czy wciąż mieszkasz w naszym dawnym mieszkaniu. Gdy dojechałem do budynku,
w którym tak wiele czasu spędziłem z tobą bez zastanowienia wyciągnąłem klucz.
Miałem szczęście - nie zmieniłeś zamków. Nie myślałem, aby zdjąć buty, po
prostu wszedłem od razu dalej. Wszystko wyglądało podobnie, jak wtedy, kiedy
byliśmy w tym toksycznym związku, który tylko na początku dawał nam
przyjemność. W łazience paliło się światło. Podczas pobytu w Londynie chociaż
częściowo powrócił mi humor. Postanowiłem po prostu po ciemku usiąść na
kanapie. Po paru minutach usłyszałem otwieranie się drzwi od łazienki. Lekko wzdrygnąłem
się, jednak starałem opanować się w myślach. Nabrałem dużo powietrza w płuca i
czekałem na twoją reakcję.
- O Boże… - usłyszałem jęknięcie z nadzieją. Jeszcze raz przymknąłem oczy na chwilę, aby po sekundach odwrócić głowę w twoją stronę. – Takanori… - twoją twarz rozpromienił uśmiech. Zupełnie się nie zmieniłeś. Jednak po chwili twoja twarz znów przybrała kamienny wyraz. – Czego chcesz? – spytałeś oschle. Podniosłem się powoli. Nie wybaczyłeś mi tej chwili słabości, tej ucieczki. Wciąż czułeś się zraniony. Nie byłem zdziwiony - miałeś prawo. Postąpiłem źle. Kiedy zacząłem zbliżać się w twoją stronę, zrobiłeś krok do tyłu.
- Przepraszam – wyszeptałem ze skruchą w głosie i opuściłem głowę tak, abyś nie mógł zobaczyć łez na moich policzkach. Nie mogłem wiedzieć, co teraz zrobisz, przecież mogło zdarzyć się wszystko. Ty jednak po prostu chwyciłeś mnie w objęcia, utuliłeś tak mocno, jak nigdy. Zacząłem znów płakać, nie potrafiłem powstrzymać tak skumulowanego uczucia. Ty także to zrobiłeś. Czułem, jak twoje łzy opadają na moją koszulę.
- Taka-chan, czemu mnie zostawiłeś? – zapytałeś łamiącym się głosem. Bałem się tego pytania. Zacisnąłem mocniej powieki i zacząłem oddychać powoli starając się uspokoić oszalałe serce.
- Bo bałem się, że jeśli będziesz ze mną, to w pewnym momencie ci się znudzę i mnie zostawisz. A po za tym, powiedziałeś, że nie chcesz związku w którym będą uczucia. – szepnąłem cicho. Oparłem głowę o twoją klatkę piersiową. Staliśmy tak długo bez słowa. Żaden z nas nie wiedział, co teraz zrobić. Jednak tą barierę lęku przerwałeś ty mówiąc:
- Nie wiem, czy jestem w stanie dać ci drugą szansę. Za bardzo cierpiałem, kiedy mnie porzuciłeś. Poczułem się, jak szmata. Miałem wrażenie, że jedynie cię zadowalałem, że nie poczułeś tego, co ja. To prawda, strzegłem się przed uczuciem, ale to dlatego, żeby nie cierpieć później. Jednak miałem wrażenie, że umieram. – wiedziałem, jak ciężko musi ci być na sercu, kiedy to mówiłeś. Wspiąłem się na palce, aby musnąć twoje wargi w delikatnym pocałunku.
- Nie zasługuję na drugą szansę, jestem egoistycznym wrednym kurduplem. – spuściłem wzrok, po chwili usłyszałem twój chichot.
- Może i jesteś egoistycznym wrednym kurduplem, ale mimo wszystko nie przestałem cię kochać. – uśmiechnąłeś się tak szczerze, że aż na moich polikach pojawiły się rumieńce. Wtuliłem się w ciebie tak mocno, że o mało nie straciłeś równowagi razem ze mną.
- Po pierwsze wybacz, że tak mocno cię przytuliłem. Po drugie wiesz, że wracałem z nadzieją, że wciąż możesz mi wybaczyć. Bo tak naprawdę uciekłem, bo cię pokochałem i nie mogłem przestać. Kocham cię, Akira. Przepraszam za to, że jestem idiotą. – powiedziałem smutno. Uśmiechnąłeś się jeszcze szerzej i delikatnie musnąłeś moje wargi w pocałunku. Delikatnie uchyliłem usta, aby pozwolić ci wejść. Zacząłeś badać moje usta na nowo pomimo tego, że znałeś je tak dobrze. Dotykając się również poznawaliśmy każdą część ciała i staraliśmy zapamiętać nawet najmniejsze detale. Dziękuję, że mi wybaczyłeś. Obiecuję zawsze być przy tobie. Nigdy cię nie zawieść. Kocham cię, Akira.
- O Boże… - usłyszałem jęknięcie z nadzieją. Jeszcze raz przymknąłem oczy na chwilę, aby po sekundach odwrócić głowę w twoją stronę. – Takanori… - twoją twarz rozpromienił uśmiech. Zupełnie się nie zmieniłeś. Jednak po chwili twoja twarz znów przybrała kamienny wyraz. – Czego chcesz? – spytałeś oschle. Podniosłem się powoli. Nie wybaczyłeś mi tej chwili słabości, tej ucieczki. Wciąż czułeś się zraniony. Nie byłem zdziwiony - miałeś prawo. Postąpiłem źle. Kiedy zacząłem zbliżać się w twoją stronę, zrobiłeś krok do tyłu.
- Przepraszam – wyszeptałem ze skruchą w głosie i opuściłem głowę tak, abyś nie mógł zobaczyć łez na moich policzkach. Nie mogłem wiedzieć, co teraz zrobisz, przecież mogło zdarzyć się wszystko. Ty jednak po prostu chwyciłeś mnie w objęcia, utuliłeś tak mocno, jak nigdy. Zacząłem znów płakać, nie potrafiłem powstrzymać tak skumulowanego uczucia. Ty także to zrobiłeś. Czułem, jak twoje łzy opadają na moją koszulę.
- Taka-chan, czemu mnie zostawiłeś? – zapytałeś łamiącym się głosem. Bałem się tego pytania. Zacisnąłem mocniej powieki i zacząłem oddychać powoli starając się uspokoić oszalałe serce.
- Bo bałem się, że jeśli będziesz ze mną, to w pewnym momencie ci się znudzę i mnie zostawisz. A po za tym, powiedziałeś, że nie chcesz związku w którym będą uczucia. – szepnąłem cicho. Oparłem głowę o twoją klatkę piersiową. Staliśmy tak długo bez słowa. Żaden z nas nie wiedział, co teraz zrobić. Jednak tą barierę lęku przerwałeś ty mówiąc:
- Nie wiem, czy jestem w stanie dać ci drugą szansę. Za bardzo cierpiałem, kiedy mnie porzuciłeś. Poczułem się, jak szmata. Miałem wrażenie, że jedynie cię zadowalałem, że nie poczułeś tego, co ja. To prawda, strzegłem się przed uczuciem, ale to dlatego, żeby nie cierpieć później. Jednak miałem wrażenie, że umieram. – wiedziałem, jak ciężko musi ci być na sercu, kiedy to mówiłeś. Wspiąłem się na palce, aby musnąć twoje wargi w delikatnym pocałunku.
- Nie zasługuję na drugą szansę, jestem egoistycznym wrednym kurduplem. – spuściłem wzrok, po chwili usłyszałem twój chichot.
- Może i jesteś egoistycznym wrednym kurduplem, ale mimo wszystko nie przestałem cię kochać. – uśmiechnąłeś się tak szczerze, że aż na moich polikach pojawiły się rumieńce. Wtuliłem się w ciebie tak mocno, że o mało nie straciłeś równowagi razem ze mną.
- Po pierwsze wybacz, że tak mocno cię przytuliłem. Po drugie wiesz, że wracałem z nadzieją, że wciąż możesz mi wybaczyć. Bo tak naprawdę uciekłem, bo cię pokochałem i nie mogłem przestać. Kocham cię, Akira. Przepraszam za to, że jestem idiotą. – powiedziałem smutno. Uśmiechnąłeś się jeszcze szerzej i delikatnie musnąłeś moje wargi w pocałunku. Delikatnie uchyliłem usta, aby pozwolić ci wejść. Zacząłeś badać moje usta na nowo pomimo tego, że znałeś je tak dobrze. Dotykając się również poznawaliśmy każdą część ciała i staraliśmy zapamiętać nawet najmniejsze detale. Dziękuję, że mi wybaczyłeś. Obiecuję zawsze być przy tobie. Nigdy cię nie zawieść. Kocham cię, Akira.
To było takie piękne. Q^Q Wzruszyłam się w momencie, gdzie Ruki odchodził. TT^TT Prawie się poryczałam. D":
OdpowiedzUsuńUwielbiam Reituki *snif-snif*
Weny życzę!