Bezpodstawna zazdrość [Miku x Bou]

Jak zwykle postanowiłem odwalić coś ostrego z Kanonem. Tym razem, żeby zobaczyć reakcję chłopaków, specjalnie przyjechaliśmy wcześniej. Schowaliśmy się w męskim kiblu, kiedy usłyszeliśmy, że Miku i Teruki weszli do sali nagrań.
- Dobra… Teraz! – szepnął Kanon, a ja zacząłem tupać i uderzać dłońmi w ścianę.
- Tak! Tak! Tak! Kanon… Szybciej! Mmm~… Tak! – krzyczałem, jak opętany udając ostry orgazm. Kanon po chwili dołączył się krzycząc w podobny sposób do mnie. Kiedy do łazienki wpadł Miku, coraz trudniej było mi się powstrzymać od śmiechu.
- Co tu się, kurwy nędzy, dzieje?! – zapytał wkurwiony, jak nigdy. Otworzyłem kabinę i wyszedłem udając zawstydzonego.
- Miku, my… - zacząłem udawać, że jest mi przykro i chciałem zacząć się tłumaczyć, kiedy nagle Miku rzucił się na Kanona i dość mocno uderzył go w twarz. Nie potrafił opanować agresji, jaka nim rządziła - było to po nim widać.
- Nie! Miku, przestań! Nic się nie stało! – krzyknąłem starając się obronić Kanona, który i tak już krwawił z nosa. – Miku, do cholery! To miał być tylko żart! – krzyknąłem przerażony i chwyciłem go za ramię odciągając go od basisty.
- Hahahaha! Żart? Doprawdy?! Śmieszny, uśmiałem się jak nigdy! – warknął na mnie i poprawił marynarkę, którą miał na sobie. – Nie wmawiaj mi nic i tak wszystko słyszałem. Moje gratulacje.
- Boże święty, co w ciebie wstąpiło?! – krzyknął Kanon, będąc wciąż w ciężkim szoku po tym, jak mocno oberwał.
- Ty się, kurwo, lepiej nie odzywaj, radzę ci. – warknął z czystą nienawiścią na niego i wyszedł z łazienki, kręcąc głową. Podbiegłem do Kanona i klęknąłem tuż przy nim.
- Matko jedyna, co z nim się stało? – pisnąłem przerażony. Dopiero po chwili pomyślałem, że to było głupie z naszej strony. – Wybacz, muszę za nim iść. – powiedziałem to łamiącym się głosem.
- Nie przejmuj się, leć. Wiem, ile on dla ciebie znaczy. – powiedział to spokojnie, a ja przerażony i zlany potem wybiegłem z łazienki. Kiedy dogoniłem wokalistę szarpnąłem go za ramię.
- Ty jesteś nienormalny czy co?! – krzyknąłem i popatrzyłem na niego przerażony. Wyglądał jakby miał ochotę zabić któregoś z nas.
- Może i tak… - warknął oschle i popatrzył na mnie z obrzydzeniem – Zachowujesz się jak jakaś dziwka… - odwrócił ode mnie wzrok i spojrzał na dalszą część korytarza.
- Nic między nami nie zaszło! Głuchy jesteś?! On mnie nawet nie dotknął! To miał być tylko dowcip… O co ty się tak wściekasz?! – krzyknąłem zdezorientowany i popatrzyłem się na niego.
- Tak, bujać to my, a nie nas - prychnął cicho i skierował wzrok w moją stronę. Kiedy napotkał moje oczy wyglądał na zakłopotanego i szybko odwrócił wzrok.
- Matko, Miku! Przysięgam, nic mnie z nim nie łączy! – krzyknąłem rozpaczliwie. Bałem się, że go stracę.
- Nie kłam! Wystarczająco już namieszałeś - sprzedał mi za to siarczystego policzka. Osunąłem się na kolana, a po moich policzkach popłynęły łzy. Czemu to zrobił? Zacząłem płakać na głos. On popatrzył na mnie tylko z pogardą. Dopiero po chwili doszło do niego, że ja wcale nie udaję. Rzucił się na kolana przede mną.
- Boże, Bou… Przepraszam, ja nie wiem, co mnie opętało – rzucił łamiącym się głosem. Nie mogłem się uspokoić, płakałem nadal głośno kryjąc twarz w dłoniach. Zaczął się trząść ze zdenerwowania. Położył mi dłonie na ramionach, a ja je odepchnąłem. Bałem się go. Wstałem szybko i uciekłem, jak najdalej od niego. Byłem przerażony, nie wiedziałem czemu tak się wszystko potoczyło, przecież… Wbiegłem do kabiny i usiadłem na zamkniętej muszli. Zacząłem ponownie płakać. Tak bardzo żałowałem tego, co się stało. Delikatnie przejechałem po policzku, który był czerwony i napuchnięty. Szybko wstałem i wyszedłem. Zahaczyłem jeszcze tylko o salę nagrań, skąd zabrałem gitarę. Kanon nawet nie pytał, co się stało. Było po mnie wszystko widać, a on znał mnie na wylot. Uciekłem stamtąd.

Na próbach zawsze unikałem Miku. Ten wielokrotnie próbował mnie przepraszać, ale nie potrafiłem znów normalnie funkcjonować. Kochałem, ale także bałem się go. Co noc płakałem. Pewnego razu ból rozrywał mnie od środka. Wstałem wtedy z łóżka i skierowałem się do łazienki. Przeszukałem wszystkie szafeczki i znalazłem to, czego pragnąłem. Coś, co da mi ukojenie. Była to mała żyletka. Uśmiechnąłem się ironiczne i przyłożyłem metal do zewnętrznej strony nadgarstka. Kochałem patrzyć na stróżki krwi spływające do umywalki. Tak działo się co noc, uzależniłem się. To pozwalało mi się oderwać od tych cholernych problemów. Od myśli o tym, jak bardzo go kocham. W końcu wszyscy zaczęli to zauważać. Byłem bledszy niż zwykle. Kiedy graliśmy Miku podszedł i zapytał się mnie, czy wszystko w porządku, na co ja odpowiedziałem tylko suchym „tak”. Kiedy wpadłem w grałem nie zauważyłem, że chustka pod którą ukryte były rany spadła mi. Wokalista to zobaczył. Podbiegł i chwycił mnie za nadgarstek.
- Co to, kurwa, jest?! – spytał zmieszany. Był przerażony i wkurwiony. Nie wiedział, co ma zrobić.
- To nic takiego… - szepnąłem cicho. Chociaż było to brutalne, cieszyła mnie jego bliskość. Popatrzył na mnie zrozpaczony, jego wzrok mówił wszystko, co teraz czuje.
- Nic? Tniesz się… I to jak, to z tego powodu ciągle źle się czujesz, tak? Co ci to daje? – zasypał mnie pytaniami, a ja tylko wbiłem wzrok w podłogę. Bałem się na niego spojrzeć.
- Nie powiesz prawdy? – prychnął i spojrzał na mnie z troską. – Czemu to robisz? – spytał spokojnie. Kochałem jego głos. Dawał mi takie ukojenie.
- Bo… bo… - nie wiedziałem, co mam odpowiedzieć. Żałowałem, że to zrobiłem. Jednak… Z drugiej strony - cieszyłem się, bo to sprawiło, że Miku się mną przejął.
- Psychopata! – ryknął. – Jesteś chory, nienormalny… masz mi powiedzieć czemu to robisz! – krzyknął poirytowany, ale wciąż z tą samą nutką troski w głosie.
- Bo, do cholery, kocham cię! – wyrwało mi się samo, nie kontrolowałem tego. Zarumieniłem się. Ba! Zrobiłem się całkowicie czerwony. Nie wiedziałem, co teraz zrobić…
- I dlatego to zrobiłeś? – spytał załamany.
- Od wtedy, kiedy mnie uderzyłeś… Nie potrafię przestać myśleć, że mnie nienawidzisz. – powiedziałem to, a z moich oczu popłynęły łzy. Znowu. Czemu to zawsze przez niego płaczę?  Nie, przepraszam. To w obydwu przypadkach moja głupota do tego doprowadziła. Nienawidziłem sam siebie. Popatrzył na mnie zszokowany. Z jego oczu też poleciały łzy. Nie wiedział, że tak bardzo mnie tym skrzywdził.
- Ooh, Bou… – powiedział to z taką rozpaczą w głosie, jakiej nigdy nie słyszałem.  – Przepraszam, jestem tępym idiotą. – zaczął płakać, ja też. Upadłem na kolana, a on przy mnie. Wtuliłem twarz w jego szyję, a on mnie objął.  – Wiesz czemu tak zareagowałem? – powiedział to łamiącym się głosem, delikatnie gładząc moje plecy.
- Bo byłeś zazdrosny o Kanona? – spytałem jeszcze bardziej załamany. Podniosłem lekko wzrok, a on patrzył na mnie tak ciepłym wzrokiem.
- Nie, nie o niego. O ciebie… Bo cię kocham odkąd tylko się poznaliśmy. – powiedział to w taki sposób, jaki mogłem sobie tylko wymarzyć, ale to działo się naprawdę tu i teraz. Chociaż… może to był mój sen? Nie mogłem w to uwierzyć.
- Miku… ja… ja… - zająknąłem się. Tak trudno mi było powiedzieć te dwa słowa. – Kocham Cię. Do niczego, absolutnie niczego, nie doszło między mną, a Kanonem. Chcieliśmy się powygłupiać. Nie wiedziałem, że tak to się skończy. To ja jestem prawdziwym idiotą. – popatrzyłem na niego badawczo, on promieniał… i miał te słodkie dołeczki. Od razu musnąłem je wargami.
- Przepraszam… - powiedział jeszcze raz i złączył nasze usta w pocałunku, najpierw delikatnym. Oboje się jeszcze baliśmy. Woleliśmy poczekać z czymś więcej do lepszego momentu. Wtedy do sali wszedł Kanon trzymając Terukiego za rękę.
- Ooh, przepraszamy… Nie wiedzieliśmy, że wy…- zakłopotani spojrzeli na nas jeszcze raz, a my tylko uśmiechnęliśmy się szczerze.
- Nie będziemy wam przeszkadzać – powiedział Teruki i wyprowadził zszokowanego Kanona z sali. My wróciliśmy do poprzedniej pozycji, było nam tak bardzo wygodnie. Kiedy poczuliśmy się lepiej w swoich ramionach, delikatnie uchyliłem usta pozwalając Miku na więcej. Najpierw polizał moją dolną wargę, a później zaczął zachęcać mój język do wspólnego zabawy. Badał nim podniebienie. Byłem szczęśliwy. Nie mogłem uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Czułem się wspaniale, a przybywało coraz więcej powodów mojego szczęścia.
- Obiecaj mi, że mnie nigdy nie zostawisz… - pisnąłem cicho. Popatrzyłem na niego ucieszonymi oczkami.
- Nie miałbym odwagi, aby cię zostawić, bo to wyrwałoby mi dziurę w duszy – powiedział to tak kusząco. Wtuliłem się w niego, mogłem już tak zostać na zawsze.

3 komentarze:

  1. Hahah, z tego poczatku nieźle się uśmiałam. XD Genialne to było! Weny życzę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, początek najlepszy. Dobrze, że nie siedziałam na krześle, bo inaczej bym wylądowała na podłodze. XD
    Weny, weny i jeszcze raz weny! .w.

    OdpowiedzUsuń
  3. słodkie to. nawet bardzo. ^^ mało tego pairingu w sieci, a szkoda. : <

    OdpowiedzUsuń